piątek, 10 stycznia 2014

Syn Godzilli (Kaijûtô no kessen: Gojira no musuko) 1967 reż. Jun Fukuda

   To wielkie pozytywne zaskoczenie, po długiej serii infantylnych, bądź niedopracowanych filmów. Oglądałem go dawno temu i pamiętam, że wtedy mi się nie podobał, więc i tym razem podchodziłem do niego niechętnie spodziewając się nudnego knota. Już po parunastu minutach wiedziałem, że byłem w błędzie i pod koniec byłem zachwyconym, z jednym, małym "ale" - synem Godzilli.

OPIS:
   Na tropikalnej wyspie grupa naukowców przeprowadza eksperymenty ze zmianą pogody. Pewnego dnia dołącza do nich reporter. Okazuje się jednocześnie, że w dżungli żyją ogromne modliszki, a od morza nadciąga Godzilla. Wkrótce olbrzymie owady odnajdują jajo, z którego wykluwa się jego syn. Uczeni decydują się kontynuować swoje eksperymenty mimo zagrożenia.


   Godzilla pojawia się już na samym początku, majestatycznie wyłaniając się z morza w czasie sztormu. Jest to z jednej strony miłe zaskoczenie, bo nie musimy czekać na potwora za długo (a to przecież dla niego oglądamy film), ale z drugiej okazuje się on nadzwyczaj szkaradny. Cóż. o jakości i estetyce serii Heisei nawet nie marzyłbym, ale parę lat wcześniej lub parę lat później bywało lepiej. Dajmy mu jednak jeszcze na chwilę spokój. Zawiązanie akcji następuje względnie szybko, a cała fabuła układa się bardzo sensownie.

   Film chociaż bardziej dopracowany od starszych nie jest jednak powiewem świeżości, niestety znowu powtarzają się znane nam schematy: mamy genialnego naukowca, dziennikarza i tropikalną wyspę.Ta ostatnio chociaż w poprzednich filmach była jedynie tłem, które dałoby się zastąpić innym, tutaj spełnia istotną rolę - buszują w niej gigantyczne modliszki będące zagrożeniem dla uczonych. Nie dowiadujemy się o nich od razu, lecz dopiero po czasie, gdy nasza wyobraźnia zdąży już podziałać. Do tego groźnego krajobrazu nie pasuje za to stacja badawcza - jest jak zawsze kolorowa i jaskrawa, po prostu dziecinna.


   Pomysły na eksperymenty z pogodą wydają się ciekawe, tym bardziej że służą zwiększeniu ilości terenów zdatnych pod uprawy, by zwiększyć produkcję żywności dla przeludniającej się Ziemi. No, no, nigdy bym nie pomyślał, że w połowie lat 60' filmowcy dostrzegą problem przeludnienia naszej planety. Swoją droga ten eksperyment wydaje się bardzo ciekawy i jest dobrym tłem dla właściwych wydarzeń.

   Wracając do kostiumów potworów. Modliszki prezentują się rewelacyjnie, nawet jak na dzisiejsze standardy tego typu produkcji oceniłbym je wysoko, a przecież mają już prawie pięćdziesiąt lat. Swoją droga nasunęło mi się z nimi skojarzenie z małymi Destruktorami z Godzilla kontra Destruktor, podobieństwo jest doprawdy zaskakujące. I tak jak zawsze narzekam na sztucznie wyglądające ujęcia z użyciem reprojektora, tak tutaj widać, że był on wielokrotnie wykorzystywany, ale chociaż tło nie pasuje do pierwszego planu, to nie jest to szczególnie uciążliwe. Pająk Kumonga również pozytywnie mnie zaskoczył i... moim zdaniem był na równie dobrym poziomie co ten z Godzilla: Ostatnie wojny (2004).



   Po zachwalaniu kostiumów modliszek i pająka, czas na akapit przygany. Chociaż kostium Godzilli wygląda tym razem dużo lepiej niż w Ebirahu, bo jego kończyny są bardziej umięśnione i w czasie chodu nie pojawiają się fałdy, to za to pysk jest koszmarny. Na jego syna po prostu brak słów, wygląda jak ślimak wyciągnięty ze skorupy :/ Jakby tego było mało zachowują się jak ludzie: mały jest niesfornym i nieporadnym brzdącem, a Godzilla dobrym tatuśkiem, który próbuje go czegoś nauczyć, wygląda to karykaturalnie i żałośnie, biorąc pod uwagę, że to film o wielkich potworach. Tak ja napisałem na początku, bez syna byłoby naprawdę dobrze (a może jestem tylko zrzędliwym staruchem i nie potrafię spojrzeć pod innym kątem na to dzieło).



   Walki potworów wypadają naprawdę ciekawie, a jednak nie budzą wielkich emocji. Może dlatego że przyćmiewa je część aktorska - jak nigdy dobra. Nawet wątek dziewczyny okazuje się nie tak banalny jak z początku można pomyśleć i szczęśliwie pozostaje zwykłym wątkiem, a nie miłosnym.



   Podsumowując to rewelacyjna przygodówka. Akcja posuwa sie zgrabnie do przodu, zasadniczo nie ma czasu na nudę, błędów nie widać i wszystko ma przysłowiowe "ręce i nogi" Gdyby tylko nie ten synek...
Polecam ;)



7 komentarzy:

  1. mi synalek aż tak nie przeskadzał typowy japoński element humorystyczny no i trzeba pamiętać że wtedy godzilla ewoluowała z filmu mającego straszyć i nieść przesłanie w kierunku kina familijnego a w takiej konwencji pewne rzeczy się przyjmuje jako dobrodziejstwo inwentarza ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, nawet w latach 90' dwa razy się ten mały pokrak pojawił, również zaniżając poziom całości.

      Niestety nie radzę sobie niestety ze zdziecinnieniem tych produkcji :D

      Usuń
  2. to w takim razie będzie problem przyoglądaniu gamery bo ten potwór w odsłonie z l60 bardzo lubił dzieci ;))choć przeciwników miał na prawdę niezłych moja porada sceny z dzieciakmi przewijac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gamery chyba nie leciały na niemieckiej telewizji jak dobrze pamiętam?

      Usuń
    2. gdzieś leciały ale gdzie nie pamiętam ja widziałem tylko fragmenty dopiero nie dawno sobie przypomniałem ją na YT mój angielski jest słaby ale na szczęście na zrozumienie napisów wystarczający ;D

      Usuń
  3. tu przykład gamery z lat 60 są też filmy z l90 i ostatnie z 2006
    http://youtu.be/HW0GNV6EOTs
    na tej stronie są też linki do innych filmów cyklu ten film to chyba 3 z cyklu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, będę musiał zobaczyć, ale to kiedyś :)

      Usuń