wtorek, 9 czerwca 2015

Gorgo / Potwór z otchłani (1961) reż. Eugene Louria



   Nim zacznę ostatnią recenzję na tym blogu, krótkie ogłoszenie:

Kolejne recenzje i wpisy na temat filmów z wielkimi potworami zamieszczać będę na Mikserze filmowym. Zabawa w prowadzenie czterech osobnych blogów filmowych zaczęła mnie trochę męczyć, więc mam nadzieję, że wszyscy zainteresowani wyrozumiale podejdą do tej decyzji.

A teraz idźcie w pokoju Godzilli :D




   Gorgo miał być brytyjską odpowiedzią na Godzillę i rosnącą popularność filmów sci-fi. Przyznam że sprytnie sobie to wyspiarze wykombinowali i przedsięwzięcie miało szanse na sukces. Bo oto mamy wielkiego jaszczura, sprawdzony wcześniej na Bestii z 20.000 sążni i Godzilli, a do tego motyw przetransportowania potwora do wielkiego miasta celem zaprzęgnięcia w machinę rozrywki niczym żywcem wzięty z King Konga. Gdyby tego było mało doszła jeszcze niespodzianka w postaci wątku dorosłego osobnika ruszającego młodemu na ratunek.

   Nie oszukujmy się. Niewiele potrzeba by tego rodzaju film odniósł sukces, zaryzykuję wręcz stwierdzenie, że wystarczy nie spieprzyć paru rzeczy, a całość obroni się sama rozwałką miasta i kilkoma widowiskowymi akcjami z wojskiem w tle. Oczywiście tyle minimum, a przecież zdolniejsi twórcy mogą pokusić się o bardziej rozbudowane wątki poboczne.


   Tutaj niestety spieprzono wiele poczynając od samego potwora. Jak napisałem wcześniej inspirowanie się wizerunkami wielkich jaszczurów było całkiem niezłym posunięciem, ale efekt końcowy nie wypadł zbyt zachęcająco. Gorgo nie jest ani straszny, ani odrażający, ani nawet nie wygląda przekonująco. Prezentuje się niczym przedwcześnie wyliniały kundel, a to nie najlepszy wynik. Nie zachwyca też jego pojawienie się, jeśli oglądaliście Godzillę to na pewno pamiętacie to napięcie towarzyszące oczekiwaniu na nadejście potwora, a potem emocje towarzyszące jego przemarszowi w pełnej krasie. Tu nie ma nic takiego, wiemy że coś gdzieś się czai w głębinach morza, widzimy jak marynarze tego poszukują, a gdy już to coś wychodzi to... nawet nie ma rozczarowania, bo dalej jest tak nudno jak było.


   To chyba najsłabsza strona tego filmu, brakuje mu klimatu grozy i niepewności. Ludzie co prawda miotają się co jakiś czas próbując czy to znaleźć potwora czy też go ubić, ale nijak to nie wciąga. Czy to brak filmowego warsztatu twórców czy też są inne powody ciężko powiedzieć. Na pewno nie pomaga tu wątek dzieciaka, który użala się nad potworkiem i czyni niektóre sceny obrzydliwie infantylnymi i staroświeckimi niczym z Lassie, Sytuacji nie polepsza i muzyka, zupełnie niepasująca do sytuacji i bez polotu, porównanie do mistrza Ifukube nie ma nawet sensu.


   Gorgo był jednym z pierwszych filmów o wielkich potworach, więc miał prawo się nie udać. Brytyjczykom zabrakło tradycji filmowej w tego typu materii i zdolnych twórców od efektów specjalnych jakich mieli Amerykanie w osobach Willisa O'Briena czy Raya Harryhausena, albo Japończycy Eiji Tsubarayę (ten podobne doświadczenie nabywał w czasie wojny kręcąc filmy proipagandowe). Brakło też fantazji na miarę Hollywood, gdzie rodziły się najbardziej szalone pomysły na filmy scif-fi, albo wojennej traumy, która dałaby inspirację do przeniesienia na ekran pewnych autentycznych wydarzeń pod płaszczykiem nieprawdopodobnych wypadków.


   Podsumowując ogólna koncepcja była dobra, do tego na plus zaliczyć trzeba parę ciekawych zwrotów akcji (choćby przybycie rodzica) i nawet niezłą rozwałkę miasta. Niestety zawiodła cała reszta i filmowi pozostaje skryć się w cieniu takich sław jak Godzilla, King Kong czy nawet Bestia z 20.000 sążni.