poniedziałek, 31 marca 2014

Godzilla kontra Biollante (Gojira tai Biorante) 1989 reż. Kazuki Omori

   Ostatni film należał już co prawda do serii Heisei, ale nie był to jeszcze dokładnie ten Godzilla, który sprawia że gdzieś w okolicach serca robi mi się cieplej. Ale już dzisiaj Prawdziwy Król Potworów!


OPIS:

Po kilku latach spędzonych w magmie we wnętrzu wulkanu, Godzilla powraca. Na drodze staje mu zupełnie nowy przeciwnik – powstały z połączenia jego komórek z roślinnymi, potwór Biollante. Po pokonaniu go Godzilla rusza niszczyć Japonię. Ludzie przygotowują do użycia antynuklearną bakterię mogącą go zabić, a tymczasem Biollante odradza się w kolejnej, dużo groźniejszej formie.


Prawdziwa rakieta z dopalaczem

   Godzilla kontra Biollante to kontynuacja poprzedniego filmu. Akcja zaczyna się jeszcze w roku 84'/85' zaraz po tym jak potwór znika w wulkanie. Japończycy oczyszczają teren i zbierają przy okazji resztki Godzilli, a co za tym idzie cenne jego komórki. Do gry włączają się agencji obcych państw, które również potrzebują materiału do badań. I właśnie dzięki temu, mamy w tej odsłonie również trochę z kina akcji: agenci amerykańscy, saradyjscy (fikcyjne państwo) i japońskie służby co i rusz urządzają strzelaniny i pościgi, które trzeba przyznać zrealizowano całkiem nieźle.


   Wreszcie doczekaliśmy się też wyrazistych postaci. Jest zabawny i ironiczny porucznik Gondo (Tôru Minegishi), młody i zdolny major Kuroki (Masanobu Takashima), przeżywający dylematy moralne doktor Shiragami (Kôji Takahashi) czy w końcu debiut uzdolnionej parapsychicznie Miki Saegusa (Megumi Odaka), która towarzyszyć nam będzie przez resztę tej serii. I są to naprawdę nieźli aktorzy, odgrywający całkiem ciekawe postacie. Nowa seria, nowa jakość :)


   Chociaż potwora widzimy już wcześniej w retrospekcjach, parapsychicznych wizualizacjach, albo zdjęciach z wulkanu, to na właściwe pojawienie się bestii przychodzi nam poczekać jakieś pół godziny. Ale kiedy już Godzilla się pojawia to mamy chyba najlepsze jego wejście wszechczasów.

Dymy, wybuchy i lasery

   Nowy kostium prezentuje się genialnie, a choreografia potwora jest rewelacyjna, to mistrzostwo świata - zasługa Kenpachiro Satsumy. Biollante prezentuje się równie ciekawie i oryginalnie, to wreszcie całkiem nowy potwór, a nie kolejna wariacja na temat starych wzorów (chociaż powstał z komórek Godzilli). Widać że twórcy bardzo przyłożyli się do najdrobniejszych szczegółów. W przypadku wojska wielu ujęciach wykorzystano prawdziwe wozy bojowe, a tam gdzie pojawiają się modele i makiety jest to nieporównywalnie większa różnica niż przy serii Showa.



   Całości dopełnia muzyka, tym razem obok Akiry Ifukube popis dał Kôichi Sugiyama i... trzeba przyznać dorównał mistrzowi. Prócz typowych dla Godzilli marszy mamy też lżejsze ścieżki dźwiękowe, czy to w scenach pościgów, czy tez ewakuacji ludności.

   Naprawdę ciekawa fabuła, pomijając oklepany wątek naukowców, to mamy tu sporo akcji i zgrabnie zazębiające się wątki. Co ciekawe to nie film typu: "w ostatniej chwili rozbroił bombę", o nie, bohaterom nie wszystko się tutaj udaje.


   Sceny walk nie nudzą, wręcz przeciwnie. Zarówno starcia Godzilli z wojskiem jak i z (obiema formami) Biollante zrobiły na mnie jak najlepsze wrażenie i zostawiły spory niedosyt.

   Godzilla i Biollante to zdecydowanie jeden z lepszych filmów tej serii i najlepszych w ogóle.


poniedziałek, 24 marca 2014

Plakatów ciąg dalszy

   Ostatnim razem zaprezentowałem plakaty, na których twórcy popuścili wodze fantazji, czy to przedstawiając zupełnie inne potwory, czy to dodając co nieco od siebie. Dziś kontynuujemy podjęty wątek + zaprezentuję parę ciekawostek.


Mają Żydki fantazję, od Włochów widzę zapożyczyli to coś z rogiem na nosie po lewej.

Nie kto inny jak sam pierwszy Godzilla
..
.w wydaniu czeskim.

Ja pierdolę, ale faza :o Czyli Inwazja potworów po czesku.

Ten sam film. Tym razem przyznaję, że wyszło to Pepikom naprawdę ładnie.


I wracamy na właściwe tory knedliczkowej fantazji.
A może nie są tacy źli, tu fajna komiksowa stylistyka.

Kolorowy świat, kiedy ja, dotykam Ciebie...
Niemcy :D
Smok Wawelski?

Nie, to jest Smok Wawelski!

Godzilla vs Megalon.
O co chodzi z tym World Trade Center? Przecież akcja rozgrywała się w Japonii...

Ale ten Kontratak wyszedł zajebiście.

piątek, 21 marca 2014

Godzilla (Gojira) 1984 reż. Koji Hashimoto

   Seria Showa za mną, więc przyszedł czas na to co lubię najbardziej: zaczynamy recenzje Godzilli Heisei.

Tak się wreszcie czuję!

OPIS:

   Japonię raz jeszcze nawiedza Godzilla. Wojsko szykuje się do powstrzymania potwora konwencjonalnymi metodami, podczas gdy ambasadorowie USA i ZSRR nalegają na wykorzystanie broni jądrowej. Doktor Hayashida pracuje nad alternatywnym rozwiązaniem problemu.

Wspomnień czar...

   Nie wiedzieć czemu zapamiętałem ten film z dawnych lat jako nudny i źle zrealizowany. Tymczasem była to ze wszech miar błędna opinia i dopiero dzisiejszy seans mi to uświadomił. W rzeczywistości film ten jest całkiem dobry, z jednym tylko wyjątkiem, który szczególnie zapadł mi lata temu w pamięć i wytworzył błędny obraz reszty.


   Otóż najsłabszym ogniwem jest sam Godzilla. Jego kostium chociaż wygląda lepiej od swoich poprzedników to wciąż daleki jest do ideału. Tępy pysk i zez budzą jedynie politowanie, a nie grozę. Cała reszta ciała zaś, chociaż całkiem zgrabna to okazuje się zupełnie nieruchoma. Potwór, jeśli akurat idzie, to idzie tak jakby stał. A kiedy stoi to znakomicie odgrywa rolę słupa soli. Parafrazując Gombrowicza:

   Lecz on stał, a stojąc stał i stał jakoś tak stojąc, tak się zastał w staniu swoim, tak był absolutny w tym staniu, że stanie, będąc skończenie głupim, było jednak zarazem przemożne.


   A tak na poważnie, nie jestem pewien, ale to chyba wina kostiumu, który w nowej serii znów zrobił się ciężki. Przecież paręnaście lat wcześniej Satsuma grał o wiele bardziej żywiołowo wcielając się w Hedorę. A wytłumaczenie jakoby nie wyrobił sobie jeszcze swojego (genialnego i niepowtarzalnego) stylu znanego z kolejnych filmów jest nazbyt naciągane.

I raz jeszcze za Gombrowiczem: Miny! Miny – ta broń, a zarazem tortura!

Technikalia

   Makiety, modele i efekty specjalne to już zupełnie nowa jakość, znaczący postęp w tej materii wręcz razi po oczach swoim dopracowaniem i szczegółowością. Uprzedzając wypadki zaznaczam, że tworzą one zupełnie inny klimat niż późniejsze wytwory techników Toho i nie chodzi mi o mniejszą jakość wykonania czy brak fantazji, a trudny do określenia odmienny wygląd pokazanych w tym filmie "zabawek".


   By jeszcze na chwilę pochylić się nad konkretnymi przykładami. Najlepiej moim zdaniem wypadła scena ostrzeliwania Godzilli przez wojsko podczas jego wejścia do zatoki. Zarówno ostrzał z wybrzeża, jak i nalot myśliwców wypadły cudownie. Masery z czerwonymi promieniami trochę mnie zdziwiły, będąc miłą odmianą dla powszechnie znanych dział z niebieskimi promieniami. Podobnie zachwyt mój wzbudził Super X, mimo iż wyglądał jak żelazko i był kolejną odsłoną cudownego pojazdu bojowego, jakie nieraz pojawiały się w serii Showa. Szkoda tylko, że nie wykorzystano potencjału tego pomysłu, bo Super X okazuje się równie powolny i toporny jak Godzilla - trochę cienko jak na tajną broń.


   Zupełnie nie wyszedł numer z pociągiem. Podniesienie wagonu przez Godzillę wypadło maksymalnie sztucznie, a wrażenie to wzmacnia dodatkowo przebitka z ludźmi wewnątrz, w której niektórzy pasażerowie zachowują się nadzwyczaj spokojnie. Będąc przy błędach wspomnieć muszę jeszcze o trzykrotnej zmianie pogodny w czasie jednej sceny: gdy Godzilla atakuje elektrownie atomową. Niby drobiazg, ale mogli tego uniknąć.

Prawdziwy powrót Króla po latach.

   Rozpływam się jak masło na patelni nad sprawami technicznymi, a przecież fabuła to również mocny atut tego filmu, tym bardziej po infantylnej końcówce poprzedniej serii. Godzilla powraca tu jako uosobienie zła i zagłady. Chociaż... nie do końca. Jasno zaznaczone jest, że to nie potwór z sam z siebie jest zły, a stał się taki przez ludzi, którzy zakłócili jego spokój i zamienili w bestię przez użycie broni atomowej. O tak, przesłanie antywojenne i przestroga przed wykorzystaniem broni jądrowej są tu głośno i wyraźnie zaznaczone, tak jak w pierwszym Godzilli, do którego znajdziemy tu wiele odniesień.


   Jeśli chodzi o grę aktorską, to nie ma za bardzo o czym mówić, nie jest źle, ale i na pochwałę nikt nie zasłużył. Nie, zaraz, przepraszam. Doktor Hayashida wypadł całkiem nieźle, swoją postacią będąc jednak kopią doktora Yamane z pierwszego Godzilli. Obaj naukowcy są za badaniem Godzilli i sprzeciwiają się zabiciu go, winę za zniszczenia, których dokonał zrzucając nieodpowiedzialne wykorzystywanie broni jądrowej.

   Akcja nie jest może zbyt dynamiczna, lecz za to ciekawa i wciągająca. Wszystkie tajemnicze elementy są wyjaśnione (wysuszone trupy, wielki robak, czerwone niebo). Świat raz jeszcze ratują naukowcy, co w połączeniu z przesłaniem antyatomowym daje jasno do zrozumienia, że nauka może być wykorzystana zarówno w dobrych jak i złych celach. A za te złe przyjdzie zapłacić...


   Film zdecydowanie ma klimat. Wizerunek potwora został stworzono jakby na nowo, ale w dużej mierze bazując na pierwszym Godzilli. No aż tak strasznie nie wyszło, ale twórcy dali radę przywrócić potworowi należny szacunek. Do tego wszystko po staremu tylko w nowej lepszej jakości: demolka miasta, wojsko, superbroń. Jednak całość zebrana do kupy - po latach błazenad - wypada wręcz fantastycznie.


niedziela, 16 marca 2014

Terror Mechagodzilli (Mekagojira no gyakushu) 1975 reż. Ishiro Honda

   Alleluja! Chwalcie Pana! Stawiam wszystkim! :D Obejrzałem Terror Mechagodzilli i seria Showa wreszcie skończona.

OPIS:

Film ten jest kontynuacją Godzilla kontra Mechagodzilla. Kosmici powracają na Ziemię z nowym planem podboju. Tym razem pomaga im mściwy biolog, okrzyknięty przez świat nauki szarlatanem. Odkryty przez niego podwodny dinozaur - Tytanozaur, razem z Mechagodzillą mają zniszczyć świat. Na drodze do zwycięstwa staje im Godzilla i... Interpol.


A na wschodzie po staremu...

   Za bardzo nie ma co tutaj pisać. Naprawdę. Twórcy nie wprowadzili zasadniczo nic nowego. Makiety i modele są tej samej jakości co w poprzednich odsłonach (nie jest źle). Nie wykorzystano nagminnie ujęć ze starych filmów (tylko raz czy dwa jak wojsko było, ale dla niepoznaki pociemnili obraz). Kostiumy ładne, szczególnie Tytanozaur. Kosmici wypadli maksymalnie kiczowato w tych swoich wdziankach, ale już ich baza nie była chyba tak wytapetowana folią aluminiową jak ostatnio. Aaaa! nawet wątek miłosny się trafił, trochę dziwny, bo to miłość od pierwszego wejrzenia, ale jest to miłosny wątek dramatyczny (szykujcie chusteczki). Co do Godzilli to wciąż zachowuje się jak dziecko.


   Ostatni film serii Showa jest więc: typowy. Całość okraszono sporą dawką muzyki Ifukube, nawet nieźle dopasowanej do sytuacji trzeba przyznać. Fabuła również z sensem (parę wpadek było, ale litościwie przemilczę), a co więcej bohaterowie niektórzy zyskali ciekawe motywy, np. dr Mafune wchodzi we współpracę z kosmitami z żądzy zemsty. Nie jest to niestety film, który trzymałby mnie w napięciu, albo zainteresował. Po prostu przyjemnie się oglądało.


FINAŁOWY POJEDYNEK POTWORÓW, OSTATNIEGO FILMU SERII SHOWA!!!

   Brzmi nieźle, co? Tak z pierdolnięciem. Ano chciałbym, żeby tak było. Niestety rzeczywistość okazała się dużo bardziej szara. Potwory biją się nawet ładnie. Dziwić może, że w poprzednim filmie Godzilla potrzebował pomocy King Ceasara by pokonać Mechagodzillę, a tym razem to Mechagodzilla potrzebował pomocy Tytanozaura by pobić Godzillę, a i tak Mechagodzilla stał jak ta pipa w czasie walki tych dwóch potworów. No i co? Pookładały się po pyskach, poskakały, nawet trochę ognia się znalazło, ale dzięki pomocy - no tu będzie wreszcie odmiana - naukowców (nie genialnych!) i policji udało się przechylić szalę zwycięstwa na stronę Godzilli. Nawet nie zaznaczałem, że będę spojlerował, bo jest to oczywiste jak mój artretyzm. A szkoda, bo liczyłem na coś innego. Hmmm... przynajmniej wojsko tym razem nie wypadło na takie fajtłapy jak zawsze i nawet trochę dowalili potworom.


   Terror Mechagodzilli warto zobaczyć, choćby dlatego że jest to ostatni film z serii, a poza tym nie jest on wcale zły, jest taki jak wiele pozostałych.


środa, 5 marca 2014

Strefa X (Monsters) 2010 reż. Gareth Edwards

   Do Strefy X podchodziłem bardzo ostrożnie. Wszystkie nowe, zachodnie filmy o potworach, czy to wielkich czy małych, z reguły przynoszą mi rozczarowanie. Tak było z Pacific Rim, Atlantic Rim i Zillą. Cloverfield zaskoczył mnie akurat pozytywnie, ale to głównie przez nowatorskie podejście do tematu. I tak pewnie długo jeszcze nie zdecydowałbym się na Strefę X, gdyby nie osoba jej reżysera - Garetha Edwardsa. Tak, tak, to ten, który robi nowego Godzillę. Sami więc rozumiecie...

OPIS:

   Po upadku sondy z próbkami kosmicznymi, na terenie Meksyku pojawiają się obce formy życia. Wojska USA i Meksyku prowadzą ciągłą walkę z przypominającymi ośmiornice wielkimi potworami. Fotograf Andrew (Scoot McNairy) zajmujący się dokumentowaniem tematu, dostaje od szefa polecenia, odstawienia jego córki Sam (Whitney Able) do USA. Na ich drodze znajduje się skażona strefa.


Skromnie, ale z jajem.

   Muszę przyznać, że pozytywnie się zaskoczyłem. Przy budżecie 800 tys. dolarów twórcy dali z siebie maksimum na każdej płaszczyźnie. Nie uświadczymy gwiazd w rolach głównych, niesamowitych efektów specjalnych, ani nawet samych potworów za dużo nie widać. A mimo to ciekawa fabuła i zastosowanie ogólnie dostępnych chwytów intrygują i budują napięcie już od samego początku. Brak głośnych nazwisk w obsadzie paradoksalnie staje się atutem tej produkcji, nie mamy tu wypacykowanych gwiazdeczek, a mało znanych aktorów, którzy swoją grą genialnie kreują postacie zwykłych ludzi, zachowujących się całkiem naturalnie do zastanej sytuacji. Nie ma tu miejsca na macho rozwalającego w pojedynkę potwory, jest inny rodzaj heroizmu: mężczyzna wymienia z partnerką maski przeciwgazowe, rezygnując tym sposobem z dodatkowej ochrony na oczy, którą zapewnia jego model.


   Atmosferę grozy utrzymują wszechobecne zniszczenia, które spotykają na swojej drodze. Malowniczo wyglądające, rozsiane tu i ówdzie, wraki czołgów oraz samolotów przypominają, że potwory są niebezpieczne. Żeby jednak nie potraktować ich jako pozostałości po zagrożeniu, które minęło, co i rusz możemy zaobserwować na niebie śmigłowce i myśliwce, a na horyzoncie jawią się łuny pożarów i rozbłyski wybuchów po bombardowaniach. O samych potworach nie wiadomo zbyt wiele, co tylko wzmaga klimat grozy. Co najlepsze, w tych ciężkich warunkach miejscowa ludność decyduje się żyć. Dlaczego? Bo nie ma pieniędzy na ucieczkę, bo życie w zagrożeniu wydaje się prostsze niż pójście w nieznane. Jak w rzeczywistości.


Film drogi.

   Jak już napisałem potworów za dużo tu nie widać. Jednak zadbano o efekty ich obecności, które możemy widzieć na drodze bohaterów: ruiny budynków, wyludnione miejscowości, wraki pojazdów bojowych, czasami jakieś trupy. Ich obecność jest ciągle wyczuwalna. Widz nie może niczego być tu pewien, liczne niespodzianki dodają całości dodatkowego smaczku. Przy okazji mamy całkiem niezły wątek, no chyba nawet nie miłosny, ale relacji między dwojgiem bohaterów. Ogląda się to naprawdę dobrze :)


Nowa nadzieja?

   Po tym filmie cieszę się, że ktoś taki jak Edwards dostał do wyreżyserowania Godzillę. Jeśli facet z maleńkim budżetem zrobił coś takiego, a i tak pobił na głowę Pacific Rim, czy choćby World War Z (oba filmy z budżetami 190 mln dolarów i gwiazdorskimi obsadami), to kto wie, może to wreszcie wyczekiwany mesjasz, który przywróci Królowi Potworów należne miejsce w świecie filmu.



poniedziałek, 3 marca 2014

Godzilla kontra Mechagodzilla (Gojira tai Mekagojira) 1974 reż. Jun Fukuda

   Godzilla kontra Mechagodzilla to film wnoszący nieco świeżości do tej serii, chociaż pod sam koniec.

OPIS:

   Godzilla uderza na Japonię, po drodze staczając pojedynek z Anguirusem. Tymczasem naukowiec i jego znajomi wpadają na trop tajemniczej sprawy.


Parę nowych chwytów.

   Pozytywnie zaskoczyło mnie tu parę rzeczy. Pomysł na dwóch Godzilli naprawdę świetny, gdybym nie wiedział od początku co jest grane, pewno piszczałbym z zachwytu. Kosmici w roli przeciwników są strasznie oklepanym schematem, ale już wykorzystanie przez nich wielkiego robota, choć nie pionierskie (Mysteriansto całkiem ciekawa odmiana od potworów z obcych planet. Za to King Seasar według mnie był strzałem w dziesiątkę, po pierwsze ze względu na swoje ziemskie, legendarne pochodzenie, a po drugie dlatego, że nie okazał się być gado- ani owadopodobnym.



Na tropie kosmitów.

   Jeśli chodzi o wątek ludzi, to raz jeszcze mamy genialnego naukowca w roli głównej i młodych pomocników. Jakby nie było radzą sobie całkiem nieźle, nie irytują i z zainteresowaniem można śledzić ich postępy. Ich śledztwo prowadzące do zdemaskowania kosmitów jest momentami nieco naiwne, ale da się to przełknąć.


Za kulisami.

   Od strony technicznej film nie jest porywający. Efekty specjalne, makiety i kostiumy na przyzwoitym poziomie, bez jakiś większych niedoróbek. Nie zobaczymy jednak niczego czego byśmy już nie widzieli. Finałowa walka potworów jest całkiem niezła, ale mnie szczerze powiedziawszy trochę znudziła. Gdybym zaczął moją przygodę z Godzillą od tego filmu to z pewnością byłbym zachwycony, a tak stał się on kolejną pozycją do odhaczenia. A! I jeszcze jedna rzecz zasługuje na uwagę. Stroje kosmitów i wystrój ich bazy budzą już rozbawienie, panowie od scenografii trochę przegięli z folią aluminiową :D


   Muszę przyznać, że Godzilla kontra Mechagodzilla to jeden z lepszych filmów w serii i zdecydowanie warto go zobaczyć.