czwartek, 29 stycznia 2015

Reigo: The Deep-Sea Monster vs. the Battleship Yamato (2005) reż. Shinpei Hayashiya

   Nikt mnie nie zmuszał, wiedziałem na co się piszę, a jednak zrobiłem to. No cóż, pamiętajcie że jestem totalnie poważnym badaczem ;) Proszę Państwa przed Wami Reigo, protoplasta Raigo :o

   Tak, tak, wiem, oglądam od dupy strony, ale jakoś tak wyszło. Rozpisywać się nie będę, bo tym razem nie miałem nawet angielskich napisów, więc oglądałem zupełnie bez zrozumienia. To też sprawiło, że w dużej mierze przewijałem, by ominąć gadane sceny, co akurat mogło wyjść ocenie filmu tylko na dobre...

raiga

   Jedyną mocna stroną filmu jest chyba tylko ogólny zarys fabuły. Pomysł na walkę pancernika Yamato z wielkim potworem morskim to nawet niezła myśl. Ciekawe czy inspirowali się dinozaurem z wyspy Lagos.

   Od czego by tu zacząć... Film jest starszy od poprzednio recenzowanego, bo z 2005 roku, a tym samym efekty są gorsze i jest ich mniej. To nawet nie niskobudżetowe kino niezależne, to jakiś amatorski knot. Potwór jest jednym wielkim pikselem, okręty widzimy w postaci tandetnych grafik z taniej gry komputerowej. No szkoda gadać.


raigo

   Szczęśliwie mniej tu wydurniania się niż w kolejnej odsłonie, ale i tak parę durnych akcji się znalazło.

   Nie polecam, dziękuję, dobranoc ;)

   Chociaż plakat ładny:

raigo

środa, 21 stycznia 2015

Prezenty od ojca :D

   Dawno już miałem to pokazać :D
Zajebistego mam ojca, co? Po lewej prezent imieninowy, po prawej gwiazdkowy :D Żeby było śmieszniej on ma u siebie takie same. Heh, dzieciuchy z nas...

czwartek, 15 stycznia 2015

The Deep-Sea Monster Raiga (Shinkaijû Reigô) 2009 reż. Shinpei Hayashiya

   Uuuuu! Nieczęsto wdeptuję w takie gówno. Aż sam nie wiem od czego zacząć. Pamiętacie Atlantic Rim? Tam chociaż starali się trzymać fason...

   Efekty koszmarne, a nawet gorzej. Potwory są tak fatalnie zrobione, że aż gałki oczne pieką gdy się na nie patrzy. Na pewno w dużej mierze wykreowano je komputerowe, ale odniosłem wrażenie, że wykorzystywano też jakąś nadzwyczaj kiczowatą lalkę. Trochę wstyd jak na produkcję, która ewidentnie inspirowała się Godzillą. Nie żebym był specjalnie krytyczny, bo film może technicznie leżeć, a jednocześnie być całkiem spoko, ale tutaj w połączeniu z całą resztą mankamentów, aspekt techniczny traci prawo do litości, o czym zaraz. Wracając do tej nieszczęsnej grafiki, czołgi i samoloty również leżą i kwiczą, niejedna starsza gra komputerowa ma lepszą grafikę. Dno, dno, dno. A jeszcze konkretniej (jakby tego było mało) dno okraszone kiczowatymi wybuchami. Tutaj zaś muszę znów zaznaczyć, że parokrotnie (chyba) wykorzystano też makiety i modele, ale... były tak paskudne i gówniane, że ciężko je odróżnić od komputerowych koszmarków. Jakiekolwiek porównania do arcydzieł mistrza Kawakity nie mają tu nawet sensu.

   Fabuła. No cóż... żadna. Jest potwór, jest rozwałka, nie ma potwora... jest jeszcze gorzej. Jeśli widzieliście kiedyś kretyńskie japońskie programy telewizyjne, gdzie uczestnicy zachowują się jak totalne debile to tu mamy coś podobnego. Głównymi bohaterami są jakiś podstarzały cwaniaczek i jego trzy głupawe córki (swoją drogą bardziej przypominają alfonsa i jego dziwki) towarzyszy im dwóch kumpli tatuśka, typów nie grzeszących inteligencją. Niemal za każdym razem, gdy ich widzimy zachowują się jak błazny i nie ważne, że wokół płonie miasto, że umierają ludzie, nie przejmują się nawet zagrożeniem własnego życia. W życiu bym nie przypuszczał jak daleko mogą się posunąć filmowcy, a niestety nie wygląda to na żarcik, który twórcy zrobili dla hecy. Wprost przeciwnie, czuje się, że potraktowali tę produkcję poważnie, nie widząc nic złego w takim, a nie innym wykreowaniu bohaterów. Może chcieli by było bardziej cool...

   Długo by można jeszcze wyrzygiwać, ale po co? Nie zależy mi na pełnym zrecenzowaniu Wam tego filmu, chcę tylko ustrzec przed jego obejrzeniem i myślę, że już mi się to udało. Gdyby jeszcze ktoś miał wątpliwości to przyjrzyjcie się uważnie poniższym fotkom.