niedziela, 29 czerwca 2014

Godzilla gry na Playstation i Pegasusa

   Od lat nie lubię gier i trzymam się od nich z daleka, ale dla tej zrobię chyba wyjątek:

Japonia otrzyma nową grę z Godzillą


   A tak ma to wyglądać:

   Grafika może nie powala, ale liczy się, że w ogóle coś takiego powstanie. No i dodatkowy plus, że to seria Heisei :)


   A skoro przy grach jesteśmy, w dzieciństwie miałem Pegasusa i bardzo lubiłem na nim grać. Do moich ulubionych gier należała strategia właśnie poświęcona Godzilli:




środa, 18 czerwca 2014

Godzilla kontra Megaguirus (Gojira tai Megagirasu: Jî shômetsu sakusen) 2000 reż. Masaaki Tezuka

   Jak już się wziąłem za tą serię Millenium to lecimy z tym koksem i nie ociągamy się!

OPIS:

   Japończycy podejmują kolejną próbę zgładzenia Godzilli, tym razem przy użyciu miniaturowych czarnych dziur. Na skutek anomalii fizycznej po jednym z eksperymentów z prehistorycznych czasów przybywa wielka ważka, która składa jajo. Wykluwa się z niego młody osobnik, a wkrótce dochodzą kolejne. Potwory dążą do konfrontacji z Godzillą.


   Zaczyna się ciekawie, po dobrym początku można mieć nadzieję na dopracowany film z mrocznym klimatem. Pewnym zgrzytem jest to, że przeciwko Godzilli staje jedynie grupka komandosów uzbrojonych w rakietnice, zamiast ciężkiego sprzętu. Potem też nie lepiej się ich armia prezentuje.


Idzie ku dobremu

   Tym razem mamy mniej efektów komputerowych niż w Powrocie Godzilli, lecz ciągle jest ich sporo, a przy tym mocno trącą sztucznością. Sceny w których zastosowano jedynie tradycyjne metody w postaci kostiumu, makiet i efektów pirotechnicznych są całkiem dobre. Jak na dłoni widać, że bez wspomagaczy cyfrowych lepiej to wychodzi, bo one więcej szkód niż pożytku robią. Chociaż może w tym przypadku dziesięć lat temu tak bym nie narzekał (w przeciwieństwie do Powrotu Godzilli, gdzie spartolili po całości).


   Muzyka jest w porządku i nawet tworzy klimat, ale... ciągle daleko tu do genialnych utworów Ifukube.

   Jeśli chodzi o wątki ludzkie, to znów muszę pochwalić. Postać głównej bohaterki (Misato Tanaka) jest ciekawa, a jej motywacja dobrze nakreślona. Aktorka która się w nią wcieliła gra co prawda oszczędnie, ale może to i dobrze. Dobrze pasuje do surowości całego filmu. Nikogo chyba nie zdziwi, że znowu przewija nam się dziecięcy bohater, aczkolwiek nie infantylizuje on filmu, powiedzmy że jest ciekawym urozmaiceniem, w postaci wątku cywili zazębiającego się z wojskowymi. Za to "młody Einstein" (Shôsuke Tanihara) jest całkiem sympatyczną postacią, chociaż to już któryś chyba z kolei zgarnięty z ulicy koleś, który swoim intelektem przyćmiewa sztab naukowców. Czyżby jakieś ukryte przesłanie? Że niby w Japonii nawet zamiatacz może z dnia an dzień zrobić wielką karierę. Sam nie wiem.


Niby to co zwykle, ale jakoś inaczej

   Fabuła osadzona na znanych schematach (naukowcy, superbronie, grupa specjalna, niespodziewane przybycie drugiego potwora) dzięki surowszemu i mroczniejszemu klimatowi nabiera na atrakcyjności. Specjalna broń przygotowana przez wojskowych jest tym razem dość oryginalna i ciekawa, z zainteresowaniem śledziłem przygotowania jej do użycia. Fragment z małymi owadami jest na tyle niezły, że nadawałby się nawet na horror, co prawda klasy B, ale jednak. W ogóle całość ogląda się nieźle, chociaż nie porywa.


   Do potężnego arsenału broni z serii Heisei tutaj daleko, szkoda bo bardzo to lubiłem, ale może i lepiej, że sobie odpuścili, skoro te ataki nigdy nie miały szans na powodzenie, a zawsze były jedynie po to by nacieszyć oczy widzów widowiskową rozwałką. A jeśli przy tym jesteśmy to chciałbym zwrócić uwagę na samolot bojowy Gryffon, ciekawa koncepcja, w stylu futurystycznym... lat 80'. A mundury grupy specjalnej? Jakby z jakiegoś serwisu sprzątającego byli.


   Trochę irytuje nieporadność i głupota wojskowych. Gdy znajdują pod wodą jaja, nie niszczą ich. Czyżby nie posiadali bomb głębinowych? A gdy widzą rój robali na budynku to zamiast wzywać ciężką artylerię, to walą z karabinów maszynowych. Niby drobiazgi, ale kolą w oczy.


   Potwory prezentują się całkiem zachęcająco. Do nowego wizerunku Godzilli powoli przywykam. Małe ważki budziły jedynie moją niechęć ze względu na swój komputerowo sztuczny wygląda, ale już dorosły osobnik wyszedł rewelacyjnie.


   Nie wiem czy określenie błędy w filmie jest właściwe, bo nigdy do końca nie wyjaśniono zasad panujących w uniwersum Godzilli, ale zastanawia mnie jak to jest, że skoro Godzilla jest tak mocno napromieniowany, to ludzie przy bliskim kontakcie z nim (pani major odbywa nawet przejażdżkę na grzbiecie) nie umierają.


Finałowa wisienka na torcie

   Finałowa walka jest całkiem w pytkę, widowiskowa, pomysłowa, pełna dramatyzmu. Naprawdę dobrze to zrealizowali. Zresztą wcześniejszy bój Godzilli z małymi ważkami też niczego sobie, chociaż... zbyt komputerowy. Niemniej zamysł artystyczny przepiękny. I dochodzi pewien element, którego początkowo się bałem, lecz da się przełknąć. Otóż Godzilla stał się bardziej zwinny, biega, skacze, robi uniki. Część tych akcji wygląda ciekawie, inne mniej, ale jest to jakaś odmiana.


   Na koniec wspomnę o trochę nietypowych zdjęciach, momentami odnosiłem wrażenie jakby obraz mi się ciął, innym razem ledwo za nim nadążałem. Nie twierdzę że jest to złe, ale troszkę niegotowy na taki manewr byłem. W każdym razie dodaje to dynamiki.


   Film zdecydowanie warto zobaczyć.



Godzilla: Heritage

   Dobra wiadomość proszę Państwa: Amerykanie przygotowują się do kręcenia kolejnego Godzilli i nie mam tu na myśli następnych produkcji pana Edwardsa, a coś o wiele ciekawszego. Grupa zapaleńców z postanowiła zrobić swój fan film. Wiem jakie myśli nasuwają się po przeczytaniu takiej informacji, lecz twórcy podeszli do sprawy bardzo poważnie i efekty ich pracy robią wrażenie.

   Za zgodą twórców zamieszczam zdjęcia:



 

   Fabuła nawiązywać będzie do pierwszego Godzilli z 1954, można chyba nawet powiedzieć, że to kolejny reboot. Jak widać na powyższych zdjęciach pojawi się również Anguirus. Premiera planowana jest na lipiec przyszłego roku.


Więcej znajdziecie na fanpage projektu:
Godzilla Heritage (film)

Klikajcie Lubię to! i udostępniajcie, reklama na pewno się im przyda :)


wtorek, 17 czerwca 2014

Powrót Godzilli (Gojira ni-sen mireniamu) 1999 reż. Takao Okawara

   Podszedłem do tego filmu tak neutralnie jak tylko mogłem, mimo iż coś w środku krzyczało: nie oglądaj tego, nie oglądaj! Taa... od lat jestem uprzedzony do serii Millenium, ostatnio zacząłem się zastanawiać czy, aby nie niesłusznie. Zresztą tak czy inaczej, filmy zobaczyć muszę, więc najpierw padło na Powrót Godzilli.

OPIS:

   Ojciec z córką podążają za Godzillą badając go, dołącza do nich reporterka pragnąca zrobić potworowi zdjęcia. Wojskowi tymczasem próbują potwora zabić, podczas gdy pojawia się kolejny problem - dziwny meteoryt wyciągnięty z dna oceanu.



   Zabolało już na samym początku. Efekty komputerowe są tu wykorzystane w bardzo wielu scenach i wyglądają koszmarnie, sztucznie i nieatrakcyjnie. Rozumiem że twórcy dostali wtedy nową zabaweczkę do rąk i chcieli się popisać, ale rok 99' to było jeszcze za wcześnie na takie rzeczy. Tym sposobem w porównaniu do starszych filmów, gdzie wszystko robiono tradycyjnymi metodami i doprowadzono je niemal do perfekcji, tu nastąpił regres.


   Na plus szczęśliwie wątki ludzkie, obsada i gra aktorska. Zawsze to lekceważyłem twierdząc, że film z wielkimi potworami oglądam dla wielkich potworów, ale widząc że i na tej płaszczyźnie można zrobić coś dobrze, jestem pod wrażeniem. Mamy tu całkiem ciekawą postać głównego bohatera profesora Shinody (Takehiro Murata), nieco pierdołowatego i zagubionego, ale o dobrym sercu. Jego prawą ręką jest kilkuletnia córka Io (Mayu Suzuki), nadzwyczaj bystra i pyskata jak na swój wiek. Do ich grupy dołącza żądna sukcesów reporterka Yuki (Naomi Nishida), nieco roztrzepana, ale całkiem sympatyczna. To trio zapewnia pewną dawkę humoru i popycha akcję do przodu. Jednocześnie raz jeszcze powielają schemat głównych bohaterów: naukowiec, dziennikarz, dziecko. Na uwagę zasługuje jeszcze szef służb bezpieczeństwa Katagiri (Hiroshi Abe), kawał sukinsyna i człowiek, który skrywa jakąś tajemnicę, jego postać niestety nie została bardziej rozbudowana, a szkoda, bo chyba najbardziej mnie zaintrygował.


   Fabuła nie zaskakuje zbytnio, znowu mamy kosmitów, którzy decydują się podbić świat, a jedyną przeszkodą na ich drodze jest Godzilla, którego jednocześnie ludzie pragną zniszczyć (zresztą nic dziwnego skoro co i rusz robi rozpierduchę). Król Potworów kolejny raz okazuje się antybohaterem. Niby to co zawsze, ale podane w nowy sposób, głównie za sprawą wspomnianych wyżej efektów komputerowych, które wierzcie mi zmieniają charakter filmu i to niestety na minus. Próbowałem sobie przypomnieć jaki był mój odbiór filmu tę dekadę temu i chyba wtedy też nie byłem tym zachwycony.


   Szczęśliwie akcja posuwa się do przodu całkiem zgrabnie. Nie jest może porywająca, ale ja się nie nudziłem. Widać sporo nawiązań/inspiracji do innych filmów, a ich wyłapywanie daje dodatkową satysfakcję. Na pierwszy plan wysuwa się odwieczny dylemat: badać czy zniszczyć? No i oczywiście dużo eko-bełkotu między wierszami.


   Z nowym wizerunkiem potwora niestety nie mogę się pogodzić. Marne pięćdziesiąt metrów zamiast stu?! Litości. I ten spłaszczony pysk, jakby to jakaś jaszczurka była... A grzebień? A muskulatura? Heh... To byłby niezły kostium przejściowy między serią Showa, a Heisei, ale nie kolejne wcielenie potwora. Po ideale jakim był Godzilla z lat 90', tutaj odnoszę wrażenie cofnięcia się w rozwoju.


   Stworzony przez kosmitów potwór Orga wypadł za to całkiem ciekawie i gdyby twórcy trzymali się tylko kostiumu to byłbym naprawdę zachwycony, a tak znów efekty komputerowe wszystko psują.


   Narzekam na te efekty komputerowe, ale szczęściem w większości bazują one na aktorze w kostiumie, którego gdzieś "wklejano", bądź podkręcano jego możliwości, by na przykład mógł walnąć przeciwnika ogonem. Ale tak jak dawniej narzekałem na chamski reprojektor czy prześwitujących ludzi, tak tutaj nie mogę się nie przyczepić do Godzilli, który momentami jeszcze gorzej wpasowuje się w otoczenie, odstając swoją komputerową powierzchownością. No ale parę ładnych ujęć by się znalazło, czy to pojedynczych obrazków uchwyconego gdzieś potwora, czy też całych ujęć na przykład przemarszu przez miasto.


   Za brakło mi walk potwora z wojskiem, znaczy inaczej... one są, ale zupełnie nie mają tego klimatu, który był w latach 90'. A dodatkowo tu i ówdzie pojawiają się efekty komputerowy, na które jestem już naprawdę przeczulony.


   Muzyka taka sobie, zła nie jest, ale w pamięć nie zapada. Chociaż... momentami wracają znane motywy Ifukube.


   Powrót Godzilli to film twórców serii Heisei, warto go zobaczyć nawet chyba tylko po to by poznać młodszego, niewydarzonego brata tamtych klasyków.


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Gamera (1965) reż. Sandy Howard, Noriaki Yuasa

   No, wreszcie po latach wziąłem się za Gamerę.

OPIS:

   Japońska ekspedycja polarna jest światkiem powietrznego incydentu, w którym zestrzelony zostaje tajemniczy samolot co prowadzi do eksplozji znajdującej się na jego pokładzie bomby atomowej. Wybuch wybudza ze snu wielkiego potwora - żółwia, który przechodzi mutację i rusza niszczyć Japonię.



   Z początku wydawał się to całkiem interesujący film z dość wciągającą fabułą, może ciut przestarzały jak na rok 65', ale ciekawy. Najbardziej z początku odstraszają, ładne lecz sztuczne scenografie, chociaż nie na tyle by zniechęcić. Rozczarowanie przychodzi ciut później.


   Wykorzystanie taśmy czarno-białej w filmie, który miał konkurować z Godzillą to słaby pomysł, biorąc pod uwagę, że wszystkie produkcje wytwórni Toho były już kolorowe. Dalej, Gamera z początku ma nawet niezły mroczny klimat, bardzo w stylu Godzilli z lat 50' (i nie chodzi mi tu o czarno-biały obraz), ale wątek chłopca szybko uwielbiającego żółwie i ubóstwiającego Gamerę skutecznie to psuje. To tak jakby z jednej strony twórcy chcieli powtórzyć pierwszego Godzillę w swojej odsłonie, a z drugiej dopasowali się do rodzącej tendencji skłaniania się ku młodszej widowni. Z tym że to za cholerę nie możliwe i doszło do sporego zgrzytu.


   Makiety wyszły całkiem nieźle, efekty pirotechniczne podobnie. Jak na tamte lata jest to całkiem niezły wyczyn. Co do kostiumu zaś... hmmm... w jednych ujęciach wygląda rewelacyjnie, a za chwilę już jak tandetna kukła. A ten dopalacz w nogach... trochę przesadzili. Tak czy inaczej niezła ciekawostka.


   Fabuła bardzo dużo czerpie z Godzilli, niektóre ujęcie wręcz identyczne (jak niszczenie miasta, wychylanie się zza wzgórz czy marsz na słupy wysokiego napięcia). Niemniej twórcy dołożyli bardzo dużo od siebie, ba film jest nawet trochę przesycony treścią. Tylko co z tego skoro zwyczajnie nudzi. Ja dotrwałem do połowy, a potem oglądałem już tylko jednym okiem kolejne próby zmagania ludzi z potworem. A parę pomysłów było nawet niezłych, tylko co z tego skoro podanych w nieatrakcyjnej formie.


   Muzyka nawet niezła, to kolejny plusik, który dopełnia, a właściwie dopełniałby mrocznego klimatu.

   Tak na marginesie, zastosowany w Gamerze pomysł na pociski zamrażające do użytku w tropikach - czyżby to była inspiracja dla wytwórni Toho dla wątku eksperymentów w Synu Godzilli? ;)


   Filmu nie polecam, chyba że zapalonym fanom kaiju, wtedy wypada po prostu znać.


piątek, 6 czerwca 2014

Godzilla kontra Destruktor (Gojira VS Desutoroia) 1995 reż. Takao Okawara

   Dziś Godzilla kontra Destruktor. Do filmu, który zaraz zrecenzuję zawsze podchodziłem z nabożną czcią, gdyż jest on ostatnim z mojej ulubionej serii Heisei, a i chyba najwięcej w nim dramatyzmu i fajerwerków.


OPIS:

   W sercu Godzilli będącym reaktorem jądrowym dochodzi do "awarii", potwór zaczyna palić się od środka, co grozi zagładą całej Ziemi. Powraca też widmo destruktora tlenu, niszczycielskiego wynalazku dr Serizawy dzięki któremu w 1954 roku został zgładzony pierwszy Godzilla. Na skutek przypadku z laboratorium uciekają prehistoryczne mikroorganizmy i pod wpływem destruktora przechodzą mutację zamieniając się w kolejnego gigantycznego potwora.



   Teraz po latach, gdy oglądam to bardziej "na chłodno" widzę pewne niespójności fabuły. Ciężko się połapać skąd się biorą Destruktory, czy od stworzenia, które uciekło z laboratorium, czy już wcześniej gdzieś się zalęgły. Na domiar złego, oba dostępne tłumaczenia (Polsatu i TVP) są niedokładne, a to polsatowskie nawet strasznie koślawe. Poprawnością różnią się od siebie, niestety raz na korzyść, raz na niekorzyść. Nawet ja, chociaż uważam, że dobrze się odnajduję w tym uniwersum, miałem mały mętlik w głowie.


   A skoro jesteśmy przy narzekaniach, to... heh. W filmie tym zastosowano efekty komputerowe i o ile jeszcze dziesięć lat temu robiły na mnie wrażenie, o tyle teraz już krzywiłem się na ich widok, niestety zestarzały się nieciekawie. Podobnie z postaciami małych Destruktorów, których ruchy i działania wyszły dość sztucznie, ale pamiętajmy że były to kukły na linkach, a nie łatwo jest sterować tak ruchliwym cholerstwem, dodatkowo wyposażonym w chyba z tuzin odnóży.


   Zwykle nie pochylam się nad grą aktorską, ale tutaj postać studenta Yamane, którą dawniej lubiłem, teraz wydaje mi się niepoważna. Dzieciak jak sam przyznaje traktuję Godzillę hobbystycznie, a mimo to nie dysponując profesjonalnym sprzętem osiąga nieporównywalnie lepsze efekty w swoich badaniach niż sztab naukowców. Zresztą jego podejście do sprawy też jest dziecinne i to irytująco dziecinne w obliczu śmierci dziesiątków tysięcy ludzi. Podobnie z Miki (Megumi Odaka) którą zawsze darzyłem pewną sympatią, tutaj również dała mi w kość, bo niestety jej uwielbienie dla Juniora i Godzilli przekroczyło granice zdrowego rozsądku. Bo i można lubić potwory w jakiś sposób, ale w momencie, gdy wokół giną ludzie, wzdychanie nad losem biednych monstrum jest jakoś nie na miejscu. Podobnie jak protesty przeciwko poświęceniu życia, któregoś z potworów dla... (uwaga!) ratowania całej Ziemi przed zagładą.


   Pytanie rodzi się też w przypadku Super X III, na jego przykładzie widać niekompetencję władz: czemu wysłano go do walki tak późno? W każdym razie kiedy już rusza do akcji, to można nim nacieszyć oczy. A skoro jesteśmy przy wojsku, to łezka mi się w oku kręci, bo to ostatni raz kiedy można podziwiać w walce cudowne masery charakterystyczne dla tej serii (w serii Millenium też niby się pojawiają, ale to już nie to samo). A scen walk wojska z potworami twórcy nie poskąpili.


   Na plus zaliczam liczne odniesienia do filmu z 1954 roku, biorąc pod uwagę, że miała to być ostatnia produkcja o Godzilli, to zrobili ładną klamrę spinającą całość.

   Monumentalne scenografie robią niesamowite wrażenie, chociaż nie jest to chyba film zrobiony z największym rozmachem. Prócz rozwałki w terenach zabudowanych mamy jeszcze kilka prześlicznych scen "morskich". A całość z przepiękną muzyką Ifukube, nie wyobrażam sobie by na ostatni film o Godzilli można skorzystać z pracy innego kompozytora. Szczególnie w pamięć zapada motyw z Super X III.


      Swoją drogą Destruktor okazał się naprawdę rewelacyjnym potworem, tym bardziej biorąc pod uwagę mnogość jego form. Trochę szkoda, że nie mogliśmy w tej serii zobaczyć Bagana, ale Destruktor to godny zastępca. Jak na ostatniego przeciwnika i ostatnią walkę, rewelacja.


   Pojedynki potworów naprawdę niesamowite i pełne dramatyzmu, szczególnie finałowa walka. Aż można nawet uronić łezkę raz czy dwa. Naprawdę piękne, choć smutne zakończenie serii.



   Polecam gorąco.