poniedziałek, 9 czerwca 2014

Gamera (1965) reż. Sandy Howard, Noriaki Yuasa

   No, wreszcie po latach wziąłem się za Gamerę.

OPIS:

   Japońska ekspedycja polarna jest światkiem powietrznego incydentu, w którym zestrzelony zostaje tajemniczy samolot co prowadzi do eksplozji znajdującej się na jego pokładzie bomby atomowej. Wybuch wybudza ze snu wielkiego potwora - żółwia, który przechodzi mutację i rusza niszczyć Japonię.



   Z początku wydawał się to całkiem interesujący film z dość wciągającą fabułą, może ciut przestarzały jak na rok 65', ale ciekawy. Najbardziej z początku odstraszają, ładne lecz sztuczne scenografie, chociaż nie na tyle by zniechęcić. Rozczarowanie przychodzi ciut później.


   Wykorzystanie taśmy czarno-białej w filmie, który miał konkurować z Godzillą to słaby pomysł, biorąc pod uwagę, że wszystkie produkcje wytwórni Toho były już kolorowe. Dalej, Gamera z początku ma nawet niezły mroczny klimat, bardzo w stylu Godzilli z lat 50' (i nie chodzi mi tu o czarno-biały obraz), ale wątek chłopca szybko uwielbiającego żółwie i ubóstwiającego Gamerę skutecznie to psuje. To tak jakby z jednej strony twórcy chcieli powtórzyć pierwszego Godzillę w swojej odsłonie, a z drugiej dopasowali się do rodzącej tendencji skłaniania się ku młodszej widowni. Z tym że to za cholerę nie możliwe i doszło do sporego zgrzytu.


   Makiety wyszły całkiem nieźle, efekty pirotechniczne podobnie. Jak na tamte lata jest to całkiem niezły wyczyn. Co do kostiumu zaś... hmmm... w jednych ujęciach wygląda rewelacyjnie, a za chwilę już jak tandetna kukła. A ten dopalacz w nogach... trochę przesadzili. Tak czy inaczej niezła ciekawostka.


   Fabuła bardzo dużo czerpie z Godzilli, niektóre ujęcie wręcz identyczne (jak niszczenie miasta, wychylanie się zza wzgórz czy marsz na słupy wysokiego napięcia). Niemniej twórcy dołożyli bardzo dużo od siebie, ba film jest nawet trochę przesycony treścią. Tylko co z tego skoro zwyczajnie nudzi. Ja dotrwałem do połowy, a potem oglądałem już tylko jednym okiem kolejne próby zmagania ludzi z potworem. A parę pomysłów było nawet niezłych, tylko co z tego skoro podanych w nieatrakcyjnej formie.


   Muzyka nawet niezła, to kolejny plusik, który dopełnia, a właściwie dopełniałby mrocznego klimatu.

   Tak na marginesie, zastosowany w Gamerze pomysł na pociski zamrażające do użytku w tropikach - czyżby to była inspiracja dla wytwórni Toho dla wątku eksperymentów w Synu Godzilli? ;)


   Filmu nie polecam, chyba że zapalonym fanom kaiju, wtedy wypada po prostu znać.


5 komentarzy:

  1. Frankenstein's Monster? :o Ci Niemcy mieli marketingową wyobraźnię, trzeba to przyznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, oni często się odwoływali do Frankensteina, nawet w przypadku Godzilli na bardzo wielu plakatach nie znajdziesz słowa "Godzilla", ale właśnie "Frankenstein".

      Zresztą nijak się to ma do Włochów, którzy poszli dalej i plakaty do Godzilli ozdabiali wizerunkiem King Konga, a nawet takim podpisem...

      Usuń
  2. gamera przyjaciel dzieci w tym filmie jeszcze tego nie pokazali za to w następnych to już poszło na całego ;) za to miał paru niezłych przeciwników całkiem poważnych zawodników ;) jeśli kogoś dzieciaki zamiast niewiast w potrzebie nie wpieniają to może obejrzeć sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No może jeszcze nie przyjaciel dzieci tutaj, ale kierunek został już wyznaczony, gdy Gamera uderzywszy w wierzę, na której stał wielbiący go chłopiec, zrzucił go i zaraz też złapał ratując życie.

      Usuń
  3. replica watches outlet

    I constantly spent my half an hour to read this webpage's content
    every day along with a mug of coffee.

    OdpowiedzUsuń