wtorek, 17 czerwca 2014

Powrót Godzilli (Gojira ni-sen mireniamu) 1999 reż. Takao Okawara

   Podszedłem do tego filmu tak neutralnie jak tylko mogłem, mimo iż coś w środku krzyczało: nie oglądaj tego, nie oglądaj! Taa... od lat jestem uprzedzony do serii Millenium, ostatnio zacząłem się zastanawiać czy, aby nie niesłusznie. Zresztą tak czy inaczej, filmy zobaczyć muszę, więc najpierw padło na Powrót Godzilli.

OPIS:

   Ojciec z córką podążają za Godzillą badając go, dołącza do nich reporterka pragnąca zrobić potworowi zdjęcia. Wojskowi tymczasem próbują potwora zabić, podczas gdy pojawia się kolejny problem - dziwny meteoryt wyciągnięty z dna oceanu.



   Zabolało już na samym początku. Efekty komputerowe są tu wykorzystane w bardzo wielu scenach i wyglądają koszmarnie, sztucznie i nieatrakcyjnie. Rozumiem że twórcy dostali wtedy nową zabaweczkę do rąk i chcieli się popisać, ale rok 99' to było jeszcze za wcześnie na takie rzeczy. Tym sposobem w porównaniu do starszych filmów, gdzie wszystko robiono tradycyjnymi metodami i doprowadzono je niemal do perfekcji, tu nastąpił regres.


   Na plus szczęśliwie wątki ludzkie, obsada i gra aktorska. Zawsze to lekceważyłem twierdząc, że film z wielkimi potworami oglądam dla wielkich potworów, ale widząc że i na tej płaszczyźnie można zrobić coś dobrze, jestem pod wrażeniem. Mamy tu całkiem ciekawą postać głównego bohatera profesora Shinody (Takehiro Murata), nieco pierdołowatego i zagubionego, ale o dobrym sercu. Jego prawą ręką jest kilkuletnia córka Io (Mayu Suzuki), nadzwyczaj bystra i pyskata jak na swój wiek. Do ich grupy dołącza żądna sukcesów reporterka Yuki (Naomi Nishida), nieco roztrzepana, ale całkiem sympatyczna. To trio zapewnia pewną dawkę humoru i popycha akcję do przodu. Jednocześnie raz jeszcze powielają schemat głównych bohaterów: naukowiec, dziennikarz, dziecko. Na uwagę zasługuje jeszcze szef służb bezpieczeństwa Katagiri (Hiroshi Abe), kawał sukinsyna i człowiek, który skrywa jakąś tajemnicę, jego postać niestety nie została bardziej rozbudowana, a szkoda, bo chyba najbardziej mnie zaintrygował.


   Fabuła nie zaskakuje zbytnio, znowu mamy kosmitów, którzy decydują się podbić świat, a jedyną przeszkodą na ich drodze jest Godzilla, którego jednocześnie ludzie pragną zniszczyć (zresztą nic dziwnego skoro co i rusz robi rozpierduchę). Król Potworów kolejny raz okazuje się antybohaterem. Niby to co zawsze, ale podane w nowy sposób, głównie za sprawą wspomnianych wyżej efektów komputerowych, które wierzcie mi zmieniają charakter filmu i to niestety na minus. Próbowałem sobie przypomnieć jaki był mój odbiór filmu tę dekadę temu i chyba wtedy też nie byłem tym zachwycony.


   Szczęśliwie akcja posuwa się do przodu całkiem zgrabnie. Nie jest może porywająca, ale ja się nie nudziłem. Widać sporo nawiązań/inspiracji do innych filmów, a ich wyłapywanie daje dodatkową satysfakcję. Na pierwszy plan wysuwa się odwieczny dylemat: badać czy zniszczyć? No i oczywiście dużo eko-bełkotu między wierszami.


   Z nowym wizerunkiem potwora niestety nie mogę się pogodzić. Marne pięćdziesiąt metrów zamiast stu?! Litości. I ten spłaszczony pysk, jakby to jakaś jaszczurka była... A grzebień? A muskulatura? Heh... To byłby niezły kostium przejściowy między serią Showa, a Heisei, ale nie kolejne wcielenie potwora. Po ideale jakim był Godzilla z lat 90', tutaj odnoszę wrażenie cofnięcia się w rozwoju.


   Stworzony przez kosmitów potwór Orga wypadł za to całkiem ciekawie i gdyby twórcy trzymali się tylko kostiumu to byłbym naprawdę zachwycony, a tak znów efekty komputerowe wszystko psują.


   Narzekam na te efekty komputerowe, ale szczęściem w większości bazują one na aktorze w kostiumie, którego gdzieś "wklejano", bądź podkręcano jego możliwości, by na przykład mógł walnąć przeciwnika ogonem. Ale tak jak dawniej narzekałem na chamski reprojektor czy prześwitujących ludzi, tak tutaj nie mogę się nie przyczepić do Godzilli, który momentami jeszcze gorzej wpasowuje się w otoczenie, odstając swoją komputerową powierzchownością. No ale parę ładnych ujęć by się znalazło, czy to pojedynczych obrazków uchwyconego gdzieś potwora, czy też całych ujęć na przykład przemarszu przez miasto.


   Za brakło mi walk potwora z wojskiem, znaczy inaczej... one są, ale zupełnie nie mają tego klimatu, który był w latach 90'. A dodatkowo tu i ówdzie pojawiają się efekty komputerowy, na które jestem już naprawdę przeczulony.


   Muzyka taka sobie, zła nie jest, ale w pamięć nie zapada. Chociaż... momentami wracają znane motywy Ifukube.


   Powrót Godzilli to film twórców serii Heisei, warto go zobaczyć nawet chyba tylko po to by poznać młodszego, niewydarzonego brata tamtych klasyków.


1 komentarz:

  1. Nie powiedziałbym, że 1999 rok to za wcześnie na efekty CG. Amerykanie korzystali z nich wówczas z dużym powodzeniem. Wychodzi tu raczej pośpiech albo nieudolność japończyków. Ale nadrabiają postaciami i fabułą. Chcieli chyba coś tym filmem udowodnić i myślę, że im się to udało.

    OdpowiedzUsuń