Miłym akcentem jest zastosowanie przez twórców kostiumu (ha! oto przykład na wyższość Japończyków nad Amerykanami), który wyszedł nawet nienajgorzej. Co ciekawe początkowo skonstruowano wielką maszynę-potwora, która miała zagrać w filmie, ale z czasem zdecydowano się na kostium. Gigant mimo to na chwilę się pojawia, a prócz niego wykorzystywano jeszcze wielkie łapy do zbliżeń.
Swoją drogą, jak przy dziewczynie jesteśmy, raziło mnie w tym filmie, że małpiszon był na nią tak napalony. Fajny myk z wielkim gorylem zakochanym w blondynce, ale momentami zastanawiałem się, kiedy potwór zacznie się masturbować. No przesadzili.
Starczy mojego bełkotu, bo nie ma o czym gadać, a trzeba oglądać :)
jak widać wielkie małpy też wolą atrakcyjne blondynki ;-)
OdpowiedzUsuńA mimo wszystko jest to dość dziwne :D
Usuńmoże nakręcą kiedyś film o wielkiej blondmałpie będącej ideałem do którego dążą wszystkie małpy rozmiaru XXXL ;-)
UsuńHuh, aż się boję, bo w pewnych środowiskach filmowych takie pomysły mogą paść na podatny grunt :D
UsuńDe Laurentis proponował stołek reżyserski ,, Konga'' Samowi Peckinpahowi, ale ten odmówił ( podobnie, jak w przypadku ,, Supermana'' w tym samym czasie )
OdpowiedzUsuńDobrze dla Sama, bo chwały by mu to nie przysporzyło. Myślę że połowa lat 70' nie była najlepszym okresem dla tego typu produkcji. Animacja lalkowa stosowana od czasów pierwszego "King Konga" z 1933 roku (a nawet wcześniej, bo był jeszcze "Zaginiony Świat" z 1925) już dawno przestała satysfakcjonować, a alternatywa w postaci aktora w kostiumie rodem z Japonii przeżywała upadek. Dopiero lata 80' z postępem technologicznym pozwoliły na renesans i ulepszenie tradycyjnych metod, wkrótce zresztą zmarginalizowanych przez komputery.
Usuń