niedziela, 13 lipca 2014

Godzilla kontra Mechagodzilla III (Gojira tai Mekagojira) 2002 reż. Masaaki Tezuka

   Spijam herbatę z brandy, w radiu leci Italo Disco i powoli się przemagam do serii Millenium, chociaż nie jest mi łatwo (z tym przemaganiem się rzecz jasna, bo herbatka i Italo wchodzą świetnie). Co do nowych Mechagodzilli, to słyszałem o nich wiele pozytywnych opinii, ale jakoś trudno mi było w nie uwierzyć. A jednak. Włączyłem, zobaczyłem, uwierzyłem.

Oni też włączyli i zobaczyli.

OPIS:

   Godzilla ponownie uderza na Japonię. Rząd postanawia wykorzystać do walki z nim cyborga zbudowanego na bazie szkieletu pierwszego Godzilli.



   Z początku robi dobre wrażenie, mamy ładne zdjęcia i sporą dawkę realizmu. Akcja zawiązuje się szybko i widowiskowo, a i na potwora nie musimy czekać. Bardzo miłym zaskoczeniem jest też wykorzystanie maserów, których brakowało mi od serii Heisei, z tym że tutaj są to modele z lat 60'. Ba! Nawet specjalnie pod nie, doczepiono do fabuły tego filmu historie z Mothry i Pojedynku potworów, gdzie wykorzystywano te (dokładnie te) urządzenia.


   Fabuła jest przemyślana i oryginalna, bo nawet Mechagodzilla, można by powiedzieć odgrzewany kotlet, został tu powołany do życia w nowy sposób. To nie zwykły robot, a cyborg bazujący na szkielecie pierwszego Godzilli. Sam główny bohater zaś znów jest czarnym charakterem.

Szkieletor jest, tylko Himena nie widać...

   Efekty komputerowe są tutaj wykorzystane dość obficie, ale... wyszły nieporównywalnie lepiej do poprzednich odsłon. Owszem parę zgrzytów się trafia, ale idzie je przełknąć. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że chylę czoła przed twórcami.

   Klimat jest raczej ponury... nie, to nie to słowo... surowy. Mamy co prawda parę humorystycznych wstawek (w postaci naukowca podrywacza), ale całość prezentuje się dość poważnie. Nawet modele pojazdów wojskowych na makietach zostały zastąpione przez ujęcia z prawdziwymi pojazdami, bądź połączenia obrazów tychże modeli z żołnierzami (green screen). Zabieg ten odrywa nas fantastycznych scen rodem z poprzednich serii, które pozwalały oderwać się od rzeczywistości. Tutaj wojsko sprawia tu naprawdę solidne wrażenie, z dużą dozą realizmu.


   Może zdalnie sterowanych pojazdów na makietach nie ma, ale same makiety zostały. Wykorzystane je tu z rozmachem i muszę przyznać, wyszło bezapelacyjnie zajebiście. A ich totalna rozwałka zasłużyła w moim odczuciu na Oscara za najlepszą scenografię, bądź efekty specjalne.


   Postacie są całkiem ciekawe, niezbyt rozbudowane, ale dobrze zagrane i jeśli nie wzbudzające empatii to przynajmniej zainteresowanie. Mnie osobiście niewiele obchodziły rozterki głównej bohaterki, czy córeczki naukowca, więc nawet nie zadałem sobie specjalnego trudu, by zarejestrować te wątki w pamięci. W każdym razie nie drażnią, a dają odsapnąć między potworami, tak że cały czas jest ciekawie.

Nasz znajomy z serii Heisei, poznajecie?

   Co do tytułowego Mechagodzilli, czyli Kiryu, bo tak został nazwany, to miałem spore obawy jak wypadnie na tle kapitalnego Mechagodzilli z 1993 roku. I wiecie co? Dał radę. Nie ma co porównywać, bo to nie ta klasa wagowa, ale też nie ma lipy (jakby powiedział inny znany kaiju). Kiryu jest szczupły, zwinny i szybki - ot znak czasów, seria Heisei hojnie obdarzała nas majestatyczną potęgą monstrów, a Millenium stawia na prędkość i zgrabność. W każdym razie, mi się on spodobał.


   Z wizerunkiem Godzilli już się powoli oswajam, a kto wie, może nawet polubię jego milenijny wygląd. Chociaż ciągle żal, że porzucili mocarność na rzecz drapieżności.


   Pojedynki potworów i sceny z udziałem wojska przecudne (no... może raz czy dwa marne CGI daje po oczach, ale można to wybaczyć). Sceny są naprawdę malownicze, jakiś artysta musiał być na planie, bo nie często się takie urokliwe widoki ogląda na filmach sci-fi. Walki zaś są pomysłowe i zrobione z rozmachem, a nawet fantazją.


   To naprawdę dobry film, a jak na 2002 rok to kawał znakomitego sci-fi. Szkoda tylko, że nie wykorzystano muzyki Akiry Ifukube, bo kompozycje Michiru Oshimy dobrze wpasowują się w klimat tej produkcji, ale dupy nie urywają.




4 komentarze:

  1. całkiem zgrabnie to wyszło mi jedynie zgrzytało to że kości starego godzilli miały własną pamięć ;-) ale tak po za tym rozwałka jak się należy i godzilla w dobrej formie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, z tą pamięcią kości faktycznie naciągane, ale reszta klasa.

      Usuń
  2. Widzisz, a przy okazji "Desktruktora" tak narzekałeś na millenijne masery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aczkolwiek nadal nie dorastają do pięt tym z Heisei, no ale jak się nie ma co się lubi...

      Usuń