sobota, 15 lutego 2014

Godzilla kontra Hedora (Gojira tai Hedorâ) 1971 reż. Yoshimitsu Banno

   Do tego filmu mam szczególnie wielki sentyment. Kiedy byłem dzieciakiem, Godzille mogłem obejrzeć jedynie od święta, gdy puszczali je na niemieckich kanałach. Nie mieliśmy w domu magnetowidu jeszcze, więc nawet nagranie na potem nie wchodziło w grę. Dlatego gdy pewnego razu ojciec znalazł w Empiku kasetę VHS Godzilla kontra Hedora, zdecydowaliśmy się na zakup, chociaż... nie mieliśmy jeszcze wyżej wspomnianego magnetowidu, ani nawet odtwarzacza. Na to przyszło jeszcze trochę poczekać :D

OPIS: 
Na Japonię uderza Hedora – potwór powstały z zanieczyszczeń środowiska. Przybierając różne formy sieje śmierć i zniszczenie. Podczas gdy wojsko nie jest w stanie stawić mu oporu, na ratunek przybywa Godzilla. Sentyment z dzieciństwa pozostał, ale zamiłowanie do tej części szybko mi uleciało. Już przy któryś poprzednich odsłonach narzekałem w recenzjach na rozmaite hipisowskie akcenty, ale jak się okazuje był to pikuś. Prawdziwe siedlisko dekadencji znalazłem dopiero w tym filmie. Dziwna muzyka, kretyńskie stroje, psychodeliczny klub i górnolotne ekologiczne hasełka... ja walę.


   Dalej. Trochę zniesmaczyło mnie to wszechogarniające szambo pokazane w filmie. Rozumiem, że miało być dosadnie, ale ścieki aż przelewały mi się przez ekran. Przy tym trup się ścieli gęsto, jak nigdy lektor zaznacza konkretne liczby ofiar i pokazywane są liczne ciała: pływające w świństwach, poparzone lub zamienione w same szkielety. Trochę brutalnie jak na film dla dzieci...


   Ktoś może spytać, czy aby na pewno dla dzieci w takim razie? Na to wychodzi. Głównym bohaterem jest znów mały chłopiec (heh, nienawidzę szczeniaków plączących się po planie), a Godzilla pajacuje tak jak jeszcze nigdy wcześniej. Z ludźmi porozumiewa się za pomocą ogólnie zrozumiałych gestów, w ten sam sposób kwituje rozmaite niepowodzenia ludzi. Jednocześnie te jego gesty są niesamowicie teatralne i infantylne.

   Wracając do hipisów i dziwności filmu. W pewnym momencie pewien Młody i Energiczny postanawia zorganizować ekologiczny protest przeciwko zanieczyszczeniu środowiska. Miejscem docelowym jest Góra Fuji, na którą uczestnicy zjeżdżają się... kopcącymi samochodami. Zamiast protestu jednak urządzają dziką imprezę, dobrze że to film dla dzieci, bo czuję, że twórcy mieli ochotę urządzić małą orgietkę. Gdy w pobliżu pojawia się Hedora, chłopcy chwytają za pochodnie i zaczynają rzucać w potwora, niczym gromada wściekłych wieśniaków. Szczęśliwie kończy się to dla nich śmiercią. Za głupotę się płaci. Całej tej sytuacji od początku do końca przyglądają się skryci za krzakami, przerażająco wyglądający staruszkowie. Co to ma znaczyć? Nie wiem.


   Od strony technicznie otrzymujemy całkiem ładne zdjęcia i nawet niezłe efekty w postaci błysków, wybuchów i iskier, że o kostiumach i makietach nie wspomnę. Ujęcia statyczne chwilami są zbyt długie, ale da się to jeszcze przełknąć. Miejscami jednak twórcy przekombinowali, montaż równoległy ukazuje nam akcje w różnych miejscach na raz, wprowadzając pewne zamieszanie. W którymś momencie można zaobserwować jak Godzilla kręci w powietrzu Hedorą i rzuca ją w dal, po chwili to ujęcie jest powtórzone w przyspieszonym tempie. Do tego jako przerywniki co parę sekwencji animacje ukazujące Hedorę. Mnie raczej takie zabiegi odrzucają.

   Ach! Zapomniałbym! Kolejna rzecz, która mnie zirytowała: film sprawia wrażenie jakiegoś paraedukacyjnego bękarta. Co i rusz pojawiają się wstawki z dziedziny astronomii, chemii i fizyki, uzupełniane... planszami edukacyjnymi.


   Pojedynki potworów ładne, ale nudne. Zastosowano liczne plany ogólne, które w moim odczuciu są zaletą, bo pozwalają spojrzeć na potwory z oddali, tak jak rzadko to się zdarza. Niestety kretyńskie zachowanie Godzilli dyskwalifikuje wątki z potworami na całej linii, na jego zaś latanie po prostu brak mi słów. Co do Hedory, to całkiem ciekawy potwór. Dobrze że posiada kilka form i często je zmienia, to wprowadza pewne urozmaicenie. Jego liczne ataki i umiejętności dodatkowo pobudzają wyobraźnię. Sam kostium nie wygląda najgorzej.


   I jeszcze jedno kuriozum: Godzilla zna się na fizyce, bo skąd wiedziałby jak użyć elektrod przeciwko Hedorze? Ja pieprzę...

   To film inny niż wszystkie. Widać w nim rękę nowego reżysera "spoza układu" i dużą swobodę w eksperymentowaniu. Niestety w większości skutki okazały się opłakane. Wyszła przedziwna pokraka, z jednej strony idiotyczna bajka dla dzieci, a z drugiej... jedna z bardziej przerażających odsłon o Królu Potworów.



4 komentarze:

  1. mnie te gesty i miny zawsze bawiły w towarzystwie można podkładać głos pod godzille ;) i tak zyskać dodatkową rozrywkę ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety nie mam tyle szczęścia, bo żaden znajomy nie chce oglądać ze mną Godzilli. No, może czasem żona, ona jedna to znosi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja też nie mam przeważnie okazji teraz robiłem to jak byłem wieki temu w szkole w internacie ;) gdy robiło się imprezy z magnetowidem który miał kolega i filmami z wypożyczalni bywały na nich czasami też i takie filmy choć przeważnie było to kino kopane SF i filmy typu lody na patyku oraz bawarskie erotyki;))

      Usuń
  3. Chciałem tylko zaznaczyć, że mnie ten film się wyjątkowo podobał. Tchnął świeżością, nawet jeśli zrobił się z tego dziwoląg, to jest on interesujący i ogląda się po prostu dobrze. Jego odmienność dobrze mu zrobiła. A ukłon w stronę dzieciaków, jak mniemam, musiał być wymuszony przez smutnych Panów w garniturach.

    OdpowiedzUsuń